Techniczna rozmowa rekrutacyjna… wielu śni się w nocnych koszmarach. Spotkałem się z jej przeróżnymi formami. Zaczynając od szybkiej i przyjemnej rozmowy na poziomie, kończąc na „torturach”, które miały na celu zniszczyć marzenia i ambicje. Po kliku latach sam trafiłem na fotel rekrutującego, na drugą stronę lustra…
Proponuję przygotować kubek kawki lub herbatki i zapraszam do lektury! 🙂
Kandydat przez kilka lat
Przez kilka lat mojej kariery byłem osobą, która stawiała się w roli kandydata w rozmowach rekrutacyjnych. Tych rekrutacji wiele nie było, ponieważ nie miałem silnej potrzeby zmiany pracy ani stałych kontrahentów. Jednak wszędzie dookoła mówiło się, że trzeba brać udział w rozmowach, żeby „nie wypaść z rytmu„. Choć teraz patrząc na to z perspektywy czasu uważam, że było to bardzo nie fair podejście, to 2 lub 3 razy brałem udział w takich rekrutacjach, „żeby się sprawdzić”. 🙁
Teraz mogę stwierdzić, że jest to bzdura… Internet pęka w szwach od informacji czego się na rozmowach wymaga, jak przebiegają i co jest w aktualnych „trendach”. Myślę, że „rozmowy dla sportu” są pewnego rodzaju zaspokojeniem swoich ambicji i potrzeb. Nie myśli się o tym, że takie podejście jest nieuczciwe. Dlaczego? Po jednej z rozmów siadłem i zrobiłem sobie rachunek sumienia, który doprowadził mnie do poniższych wniosków: 🙄
- Wykluczam z rekrutacji kogoś, kto miałby szanse rozwijać swoją karierę i walczyć o przyszłość.
- Marnuję czas osoby z działu HR i osoby technicznej.
- Marnuję swój czas i energię, które mógłbym spożytkować w inny sposób.
Stwierdziłem, że bawienie się czasem innych jest niezgodne z moimi wartościami i zaprzestałem. Nie chciałem jednak aby ten czas poszedł w pełni na marne. Spisałem sobie co w rozmowach rekrutacyjnych mi się podobało, a co wręcz przeciwnie – sprawiło, że dziękowałem już na starcie. Chciałem być przygotowanym na moment kiedy role się odwrócą. 😯
Wzajemny stres
Idziesz na rozmową kwalifikacyjną i czujesz, że stres skręca Ci żołądek? Możesz mi uwierzyć, że osoba z którą będziesz rozmawiać może czuć się podobnie. Ja tak miałem… 😐
O tym, że będę osobą techniczną w rozmowach rekrutacyjnych, dowiedziałem się na kilka godzin przed ich przeprowadzaniem. Totalny szok i zaskoczenie… nie mając wcześniej doświadczenia w tej roli, poczułem stres porównywalny do swojej pierwszej rozmowy sprzed 6 lat. Wiele osób może stwierdzić, że to „tylko” rozmowa, kolejna osoba do „odhaczenia”, „10 min i po temacie”. No niestety ja tak nie uważam… dla mnie każde CV, to osoba która walczy o swoje marzenia, cele i przyszłość. Osobne historie, inne doświadczenia i ambicje. Przez tych kilkanaście minut rozmowy, to poniekąd w moich rękach jest los drugiej osoby. To moja decyzja lub nawet zachowanie, może wpłynąć na to czy kogoś zmotywuję, czy zdołuję. Czy kandydat/ka wychodząc z biura będzie miał/a uśmiech na twarzy, czy łzy w oczach.
Mając chwilę czasu na przygotowanie zacząłem podpytywać innych i szukać w Internecie w jaki sposób przeprowadzać rozmowę. W odpowiedzi widziałem listy skomplikowanych i szczegółowych pytań, zadań z fragmentami kodu czy puste miejsca do napisania kodu na kartce. Byłem w szoku… Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego do rekrutacji podchodzi się jak do egzaminu (kod na kartce przypomniał mi studia, o czym pisałem tutaj). Mając delikatne poczucie władzy, osoby techniczne chcą „strzelać” pytaniami w drugą stronę jak z karabinu.
Wymaga się gruszek na wierzbie, udaje wszechwiedzącego, a po rozmowie siada do komputera i spogląda na StackOverflow lub otwiera kolejne karty przeglądarki z wynikami Google’a. Trochę śmierdzi hipokryzją? Nie chciałem zaliczać się do tej kategorii i nie chciałem być tak zapamiętany. Stwierdziłem, że przeprowadzę rozmowę, w której sam chciałbym uczestniczyć i z kim sam chętnie bym porozmawiał. Dlatego zbudowałem własną listę pytań i opracowałem strategię. 😎
Powitalny uścisk dłoni
Na rozmowę przyszedł kandydat i już na początku można było wyczuć stres unoszący się w pokoju. Sam już nie wiem kto stresował się bardziej… Cel jaki obrałem na start to stworzenie namiastki luźnej rozmowy technicznej. Chciałem aby obie strony w pewnym sensie wymieniały się doświadczeniem i wiedzą. Oczywiście miałem przy sobie listę pytań, którą przygotowałem ale znajdowały się w niej zagadnienia, które miały na celu sprawdzić ogólną znajomość technologii, podejście do rozwiązywania problemów i trochę abstrakcyjne myślenie. Każde pytanie było zbudowane tak, żeby w razie problemów móc nakierować kandydata na prawidłowy tok myślenia.
Oczywiście stres robił swoje i nie uzyskałem od razu odpowiedzi na wszystkie pytania. Kontynuując zamysł luźnej rozmowy, nie dorzucałem kolejnych pytań i „betonowych kół ratunkowych”. Drążyłem temat, wyciągałem rękę i starałem się naprowadzać na odpowiednie tory. I wiesz co? Udało mi się uzyskać odpowiedzi! „Pociągnięcie za język” uświadomiło mi, że kandydat myśli logicznie i wyciąga odpowiednie wnioski. Czasem wystarczy inaczej sformułować zdanie, podsunąć trop albo najzwyczajniej w świecie coś przypomnieć, tylko tyle…
Wiesz ile przygotowałem zadań praktycznych? 0! Osobiście nienawidzę sytuacji kiedy dostaję zadanie z kodem na kartce lub nawet w czyimś IDE i mam coś z tym zrobić. Człowiek będąc w takim stresie będzie miał problem żeby przeanalizować zadany problem i zapomni podstawy składni. Dlaczego to miałoby decydować o jego być albo nie być? Ja uważam, że są dwie sytuacje kiedy można weryfikować jakość i sposób pisania kodu:
- Dając zadanie do domu, gdzie jest spokój, dostęp do Internetu, swojego sprzętu i IDE z własnymi ustawieniami.
- Zatrudniając kandydata na okres próbny.
Kiedy ja otrzymywałem propozycje wzięcia udziału w rekrutacji z zadaniami do realizacji lub napisania kodu podczas rozmowy, dziękowałem na starcie. Moim zdaniem to nie jest rzetelna forma weryfikacji umiejętności drugiej osoby. Wprowadza jedynie dodatkowy stres i zakłopotanie, raczej nie tędy droga.
Pożegnalny uścisk dłoni
Rozmowa dobiegła końca. Widziałem, że oboje jesteśmy z niej zadowoleni. Wiedziałem, że obrała kierunek jaki zaplanowałem i nie miałem poczucia, że kandydat był tarczą strzelniczą, w którą trzeba było wyładować magazynek trudnych pytań.
Swoje zrobiłem i wydałem opinię osobom decyzyjnym. Po kilku dniach człowiek został zatrudniony i dołączył do firmy. W krótkiej rozmowie usłyszałem, że była to „najlepsza rozmowa rekrutacyjna w jakiej brał udział”. Wiesz co poczułem? Dumę i ogromne zadowolenie. Wiedziałem, że zrobiłem kawał dobrej roboty, a strategię jaką obrałem będę stosował przy każdej możliwej okazji 😎
Nie taki świat piękny…
Możesz mi zadać teraz pytanie:
A co byś zrobił gdyby kandydat, z którym przyszło Ci rozmawiać był zadufany w sobie, miał za wysokie poczucie własnej wartości i przeceniał swoje umiejętności?
To prawda, miałem to szczęście, że nie trafiłem na taką osobę… ale wiesz co? Nie miałoby to żadnego wpływu na mój plan. Jeżeli trafiłbym na kogoś kto nie nadaje się na to stanowisko, to pytania które przygotowałem (nawet z moją pomocą) okazałyby się za trudne, co w rezultacie skreśliłoby Go z listy kandydatów tuż po rozmowie rekrutacyjnej.
Nie ważne czy kandydat był bardzo dobry, czy bardzo słaby. Po rozmowie wydawałem opinię i robiłem podsumowanie z rozmowy swoim przełożonym. Wszystkie za i przeciw, wątpliwości i pomysły były filtrowane przez kilka osób, co złożyło się na wynik i decyzję.
Wniosek?
Jeżeli jesteś na pozycji rekrutującego, proszę…
- Bądź człowiekiem! Nie zapominaj, że sam kiedyś byłeś w podobnej sytuacji i na podobnym miejscu.
- Nie traktuj rozmowy jak przymusu albo kary. Jeżeli pójdziesz sfrustrowany, będziesz wyżywał się na kandydacie/kandydatce. Pamiętaj, że ta osoba walczy o swoje marzenia.
- Spójrz na listę pytań i odpowiedz sobie z czystym sumieniem, czy sam byś na nie odpowiedział bez dostępu do Google’a czy książek.
- Zastanów się czy chciałbyś dostać kod do pisania podczas rozmowy i czy to rzeczywiście udowodni, że nadajesz się do pracy na tym stanowisku.
- Nie rzucaj „betonowych kół ratunkowych”. Pomagaj, naprowadzaj, przypominaj.
- Potraktuj rozmowę jak okazję do wymiany doświadczeń i poznania nowych osób.
- Nie oceniaj tylko motywuj. Jeżeli osoba po drugiej stronie nie spełnia oczekiwań, doradź nad czym ma popracować i na czym się skupić. Dla Ciebie to niewiele, a dla kogoś to będzie bardzo dużo. Może dzięki temu nie wyjdzie z firmy z niszczącym poczuciem porażki.
Nie sztuką jest komuś zdeptać marzenia, będąc w lepszej pozycji. Sztuką jest podać rękę i ciągnąć kogoś na szczyt!
Koniec
Wiem, sporo tego wyszło… dlatego proponowałem na starcie coś do picia 😉 To są oczywiście moje doświadczenia i poglądy, każdy ma prawo mieć swoje, które bardzo chętnie bym poznał!
Jeżeli poświęciłeś 15 min na przeczytanie powyższego tekstu, proszę poświęć jeszcze 2 min i daj znać w komentarzu co Ty o tym sądzisz i jakie Ty masz doświadczenia. 😉
Jeżeli chcesz być na bieżąco z artykułami i jesteś ciekawy co będzie dalej, daj lajka na naszym profilu FB, a przede wszystkim zapisz się do newslettera! Spodobał Ci się artykuł? Może zaciekawią Cię inne wpisy na naszym blogu.
Dzięki za Twój czas, widzimy się niebawem 🙂